Rozdział 5: Śpiączka

czwartek, 25 września 2014
Wiesz co jest gorsze od płakania w poduszkę? Pustka. Taka chwila, kiedy po prostu siedzisz i wpatrujesz się w niebo. Wiesz, że nie możesz nic zrobić i ogarnia cię to przerażające poczucie bezsilności, które zżera cię od środka. A Ty nie robisz nic. Po prostu się przyglądasz.


*
          Minął tydzień od imprezy, która niewątpliwie była jedną z najlepszych w ciągu kilkunastu lat. Żaden z uczestników nadal nie przypomniał sobie niczego szczególnego z tamtej nocy, ale nikomu to już nie przeszkadzało.
          Elizabeth marzyła o tym, by nie przypominać sobie sytuacji z imprezy. Nie chciała pamiętać jego silnych dłoni na jej biodrach. Nie chciała pamiętać jego spojrzenia, jego miękkich włosów. Chciała zapomnieć o jego przeklętych, ciepłych wargach, które wywołały w niej tyle uczuć. Sama nie rozumiała, dlaczego tak na to reaguje. Albo wiedziała, ale nie chciała tego przyznać.
          Od tygodnia unikała Draco Malfoy'a niczym ognia. Widzieli się tylko na lekcjach; zawsze siadała jak najdalej od niego. Przyjaciółki, zdziwione jej zachowaniem, wiele razy próbowały z nią porozmawiać. Żadnej nie powiedziała, o co chodzi. Tylko Astoria przyglądała się całej sytuacji z lekkim zdziwieniem, uśmiechając się pod nosem; domyślała się, co się dzieje.
          Pewnego chłodnego, listopadowego wieczoru, Elizabeth znów siedziała na swoim ulubionym fotelu w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Miała nadzieję, że nikt nie będzie się do niej zbliżał; potrzebowała spokoju i samotności, żeby wszystko przemyśleć. Oczywiście nie miała na co liczyć. Już po chwili zobaczyła przed sobą młodszą Greengrass i wywróciła oczami.
          - Tak, wiem, chcesz pogadać. Nie, nie jestem smutna. Nie, nie chodzi o rodziców. Tak, wszystko w porządku. Nie, to nic poważnego - wyrecytowała ze znudzeniem.
          Astoria uniosła jedną brew ze zdziwieniem.
          - Właściwie to chcę pogadać, ale nie o to chodzi - odparła. - Chociaż właściwie o to. Tyle, że ja mam tylko jedno pytanie.
          - Więc pytaj - zachęciła ją Elizabeth. Nie wiedziała, czego może się spodziewać.
          - Co do niego czujesz?
          Wstrzymała oddech. Walka, która toczyła się w jej głowie, stała się jeszcze bardziej zacięta, niż wcześniej, na co niemal jęknęła. Ona sama rozpaczliwie zastanawiała się, jak zareagować. Miała trzy wyjścia; pierwsze - wyznać szczerze, że nie ma pojęcia. Drugie - udać, że nie wie o co chodzi. Trzecie - roześmiać się.
           Podświadomie wybrała ostatnią opcję i już po chwili jej wymuszony, udawany śmiech wypełnił cały Pokój Wspólny, przyciągając kilka wścibskich spojrzeń.
          - Żartujesz? - wysapała, łapiąc się za brzuch, aby wszystko wyglądało bardziej realistycznie. O tak, byłaby dobrą aktorką. Widziała zmieszanie na twarzy Astorii; punkt dla niej.
          - Nie - odparła po chwili twardo szatynka.
          - Przecież to zwykły, głupi zakład! - wyjaśniła z rozbawieniem Carter; mimo tego, nie była pewna swoich słów. Coś jest ze mną nie tak. - Dobrze wiesz, że co rok zakładamy się z dziewczynami o serca idiotów! W tym roku padło na niego, a ja nie zamierzam przegrać - powiedziała wszystko. Może o sekundę za szybko, bo Greengrass wcale nie wyglądała na przekonaną co do jej słów.
          - Nie kłam, Effy. Przecież widać, że go ko...
          - Założyłaś się o Smoka? - usłyszały. Obie zamarły i zobaczyły stojącego obok nich Blaise'a Zabini, który wcale nie miał zadowolonej miny. Wyglądał, jakby chciał je zabić.
          - Tak - odpowiedziała cicho po dłuższym czasie. Mimo tego patrzyła hardo w jego ciemne, pełne gniewu oczy.
          - Ty naprawdę nie masz serca - warknął i ruszył w stronę swojego dormitorium.
          Zapadła cisza. Czuła na sobie wiele spojrzeń; ignorowała je. Wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał jej przyjaciel. Czy miał rację? Nie. Gdzieś w środku szatynka odczuwała wszystko o wiele bardziej, niż ktokolwiek inny. Ukrywała to za wszelką cenę, nie chcąc okazać słabości i dobrze jej to wychodziło. Mimo wszystko miała serce.
          - Nie ukryjesz uczuć, Eff. Nie przede mną - szepnęła z wyrzutem Astoria, wstając. Zerknęła na nią. - Przemyśl to - dodała i również odeszła.
          Elizabeth nie wytrzymała. Rzuciła zawistne spojrzenia każdemu, kto się w nią wpatrywał.
          - Na co się gapicie? - warknęła do nich, czując, jak nerwy biorą nad nią władzę. - Nie macie nic innego do roboty, wy plugawi...
          - Carter - usłyszała i poczuła, jak kolana jej miękną.
          Nie panowała nad tym. Powoli odwróciła się.
          - Malfoy.
          Stał przed nią z zadowoloną miną, wyraźnie rozbawiony jej przedstawieniem. Nienawidziła, kiedy tak robił. Warknęła cicho i posłała mu oburzone spojrzenie. Chłopak udał, że go nie dostrzegł; jego zadowolenie pogłębiło się. Stanął niebezpiecznie blisko niej.
          - Po pierwsze, nie drzyj się na cały zamek - zaczął z kpiącym uśmiechem. - Po drugie, musimy pogadać.
          - Możesz pomarzyć - wyminęła go, zamierzając udać się do swojego łóżka. Nie pozwolił jej na to. Mogłam się tego spodziewać, pomyślała.
          - Ja cię o to nie proszę, Carter - oznajmił pewnie, a jego uśmieszek pogłębił się.
          - Przykro mi, ale mam napięty grafik, w którym nie widzę twojego nazwiska - mrugnęła do niego. Złapał ją za rękę.
          - W takim razie je w nim zapisz - nie zważając na jej protesty, przewiesił ją sobie przez ramię i opuścił Pokój Wspólny.
          Świat zawirował; potrzebowała kilku sekund, aby zrozumieć, co się właśnie stało. Blondwłosy Ślizgon trzymał ją w swoich ramionach i osoby, które ich widziały, mogły sobie o tym pomyśleć dużo niekorzystnych dla niej rzeczy.
          - Malfoy! Puść mnie, ty wredny, podły, bezczelny, chamski, głupi, nieopanowany, niewyżyty dupku! - krzyknęła, próbując się wyrwać.
          - Mówiłem ci już coś o krzyczeniu na cały zamek, słońce - zaśmiał się, słysząc kolejne wyzwiska. - Widzę, że masz bogate słownictwo.
          - Tak, bo kiedy mówię o tobie, te wszystkie epitety same suną się na język, pajacu!
          - Często o mnie mówisz, prawda, skarbie? - zakpił, a ona ucichła. Uśmiechnął się sam do siebie z zadowoleniem.
          Nie mogła dostrzec jego miny. Skrzywia się.
          - Chciałbyś, Malfoy - odparła po dłuższym czasie. - Dokąd mnie siłą prowadzisz?
          - W nasze ulubione miejsce.
          - Co masz na...? O nie, Malfoy. Nie ma mowy!
          - Dlaczego nie? Przecież tobie też się podobało - szepnął. - Oczywiście mam na myśli to miejsce, dla jasności.
          Miała ochotę go udusić, zabić, pokroić, pobić, zakopać, ugryźć, rzucić na niego Avadę, cokolwiek! Działał jej na nerwy jeszcze bardziej, niż zwykle. Poczuła ulgę, kiedy ją puścił. Stanęła na nogach i posłała mu pełne nienawiści spojrzenie. Zignorował to i przeszedł trzy razy pod ścianą, a już po chwili ukazały im się drzwi. Weszli do Pokoju Życzeń.
           Doskonale wiedziała, dlaczego ją tam zaciągnął. On też pamiętał, a to nie było jej na rękę. Nie była pewna, co teraz powie, co zrobi. Skrzyżowała więc ręce na piersi i spojrzała na niego wyczekująco. On jednak uparcie milczał i jedynie wpatrywał się w nią tym wzrokiem.
           I znowu nie potrafiła go rozgryźć. Wiedziała, że pod jego maską obojętności kryje się wiele uczuć - ona również je ukrywała. Nie mogła znieść jego oczu, zawzięcie wpatrujących się w jej. Mimo tego nie odwróciła swoich tęczówek - straciłaby wtedy honor. I czuła, że nie tylko to. Stała wiec, również milcząc. Nie spostrzegła, kiedy do niej podszedł; niemal stykali się nosami. Oboje wstrzymali oddech.
          Ich wargi ponownie zbliżały się do siebie, a oczy z utęsknieniem i pożądaniem przyglądały się sobie nawzajem. Był coraz bliżej i przymykała powieki, kiedy nagle odsunęła się.
          Cholera, Carter, sama sobie wszystko utrudniasz!, skarciła się w myślach. Mimo tego wybiegła z Pokoju Życzeń, zostawiając go samego na samym środku pomieszczenia, zdenerwowanego, rozczarowanego i zdziwionego.
          Czy ona właśnie oparła się jego wdziękowi?

*
          Tymczasem trzy przyjaciółki siedziały w dormitorium, rozmawiając na temat panny Carter. Dwie Ślizgonki zupełnie nie miały pojęcia, co się dzieje z Elizabeth, jednak ta uparcie milczała. Tylko Astoria wiedziała, o co chodzi i zastanawiała się, czy im to wyjawić.
          - Dobra - przerwała długi wywód Pansy na temat zaufania. Obie spojrzały na nią ze zdziwieniem. - Wiem, o co chodzi Effy.
          - Jak to wiesz? Skąd? - Dafne nie kryła zdziwienia.
          - Po prostu, wiem i już. Nie to jest ważne.
          - Mów - ponagliła ją Parkinson.
          - Chodzi o to, że - zaczęła niepewnie. Wiedziała, że szatynka ją zabije. - Całowała się na imprezie z Malfoy'em.
          Ta informacja nie wzbudziła żadnych uczuć w dwóch Ślizgonkach. 
          - I co w tym dziwnego? Przecież robi wszystko, żeby wygrać zakład - odparła starsza Greengrass. 
          - Niby tak - potwierdziła Astoria. - Tyle, że dla niej to coś znaczyło. Przynajmniej mam takie wrażenie.
          I wtedy zapadła cisza. Krukonka uśmiechnęła się z zadowoleniem. Przyjrzała się siostrze; czasem zazdrościła jej urody i wdzięku. Dafne była niewątpliwie jedną z piękniejszych dziewczyn w zamku. Potrząsnęła głową.
          - Niemożliwe - szepnęła Pansy, rozszerzając oczy ze zdziwienia. 
          - Też tak myślałam, ale ona... skarżyła mi się, że czuje coś dziwnego w brzuchu i że coś jest nie tak z jej ustami - na samo wspomnienie zaśmiała się. - Wtedy powiedziałam jej, że całowała się z Malfoy'em.
          - Jak zareagowała?
          - Właśnie o to chodzi - kontynuowała. - Zrobiła się cała blada, zamarła, a w jej oczach... Na Merlina, jej oczy nie były zimne! Widziałam w nich wszystko!
          - Ale to niemożliwe, ona zawsze ukrywa uczucia...
          - Właśnie! A wtedy mogłam z niej czytać jak z otwartej księgi. Widziałam strach, przerażenie, szczęście, zdziwienie, zakłopotanie i coś dziwnego - szepnęła.
          - Co takiego? - spytała zaciekawiona Dafne.
          - Miłość, moje drogie. Najczystszą i największą miłość.

*
          Kiedy spadł pierwszy śnieg tego roku, wszyscy uczniowie z radością wybiegli na błonia. Skakali, tańczyli, lepili bałwany, robili aniołki, rzucali się śnieżkami. Zadowolenie i szczęście udzieliło się niemal wszystkim w Hogwarcie.
          Jedynie trójka Ślizgonów pozostała w lochach, zamknięci w swoich dormitoriach. Nadeszła zima - z pozoru piękna pora roku. Niestety, nie wszyscy jej wyczekiwali. Nie, kiedy to właśnie ta pora roku miała zniszczyć im życie, odebrać całą radość i skazać na nieuchronną śmierć. 
          - Cholera - zaklęła cicho pod nosem Elizabeth, kiedy poczuła ciepłe krople na swoich policzkach. - Cholera, cholera, cholera.
          Nerwowo wycierała łzy; nic to jednak nie dało, gdyż płynęły z jej oczu jedna po drugiej. Zaszlochała cicho, nie powstrzymując się więcej. Cała jej maska zniknęła, pokazując prawdziwe uczucia. Miała nadzieję, że nikt jej nie zobaczy. Niestety, jak na zawołanie do dormitorium weszła Dafne. 
          - Zapomniałam rękawiczek - oznajmiła, kiedy nagle przystanęła gwałtownie i spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę. - Ty płaczesz - wyszeptała. 
          Już po sekundzie siedziała obok, przytulając szatynkę do siebie. Nie mogła uwierzyć, że Elizabeth Carter płakała i to w jej ramionach. Dziewczyna ukrywająca się na co dzień za maską, teraz cała się trzęsła, szlochając. 
          - Boję się, Dafne - wyszeptała. - Boję się.
          - Wiem, kochanie - pogłaskała ją po głowie, mając nadzieję, że w ten sposób chociaż minimalnie ją uspokoi. - Uwierz, że zabiłabym go, gdybym tylko potrafiła.
          - Ja nie chcę umierać - jej szloch był coraz głośniejszy i Greengrass miała nadzieję, że nikt w Pokoju Wspólnym tego nie usłyszy. - Nie chce być jego pieprzoną marionetką!
          - Cii, spokojnie - szeptała kojącym głosem.
          - Nie będę zabijała. Nie chcę być taka, jak mój ojciec - zerwała się z łóżka. - Nie mogę do niego dołączyć! Ja nie chcę! Nie chcę! - krzyczała. 
          - Co się dzieje? - do pomieszczenia wpadła Pansy. Kiedy zauważyła swoją szlochającą przyjaciółkę, zamarła. - Effy, ty...
          - Tak, płaczę! - roześmiała się nerwowo. - Płaczę! Wielka Effy Carter płacze! Szlocha i cała się trzęsie! Oto, jak wyglądam bez maski - jej śmiech był przerażający. 
          - Effy, uspokój się - szepnęła Parkinson.
          - Nie - warknęła szatynka. - Nie uspokoję się! Nie chcę do niego dołączać! Nie chce widzieć każdego dnia tego jebanego Mrocznego Znaku na moim przedramieniu! Nie chcę być jego sługą! Nie chcę zabijać, kiedy mi rozkaże! Nie chcę umierać - osunęła się na ziemię, zamykając oczy.
          - Eff! - blondynka i brunetka podbiegły do niej, trzęsąc jej ramionami. Zemdlała.

*
          - Blaise! Blaise! - krzyczała roztrzęsiona Dafne Greengrass, zbiegając do Pokoju Wspólnego. Chłopak spojrzał na nią ze zdezorientowaniem, odrywając się od rozmowy z Draco.
          - O co chodzi? - złapał ją w swoje ramiona. Poczuł, że cała się trzęsie i usłyszał jej szloch.
          -  Effy... ona... - szeptała, próbując się uspokoić. 
          Nie pytając o nic więcej, pobiegł na górę jak najszybciej potrafił. Martwił się o nią. Mimo, że przez dłuższy czas się do niej nie odzywał, dalej była dla niego bardzo ważna. Nie chciał, by stała jej się jakakolwiek krzywda. Kiedy zobaczył ją, leżącą na środku pokoju, podtrzymywaną przez Pansy, niemal zapłakał. Bez słów wziął ją na ręce i natychmiast opuścił dormitorium. Kiedy trzymał ją w swoich ramionach, patrzył na jej bledszą, niż zwykle, chudą twarz. Zobaczył na niej ból i zaschnięte łzy. Zdziwił się; jego przyjaciółka nigdy nie płakała. Coś w niej pękło.
         - Diable! - usłyszał, jednak to zignorował. Nie miał czasu na pytania Malfoya. 
          Musiał ją jak najszybciej zanieść do Skrzydła Szpitalnego. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało. Miał nadzieję, że zaraz otworzy oczy i wybuchnie śmiechem, mówiąc, że dał się nabrać; nic takiego się niestety nie stało. Kiedy wbiegł do białej sali z dziesiątkami łóżek, pani Pomfrey natychmiast kazała ją położyć na jednym z nich. Poczuł łzy spływające po jego policzkach.
          Po paru minutach do skrzydła wbiegły cztery osoby. Kątem oka ujrzał Draco i zdziwił się, jednak nie odezwał się ani słowem. Jedyne, co zrobił, to przytulił płaczącą Dafne, która rzuciła mu się w ramiona. Pansy niemal osunęła się na ziemię i od upadku uratował ją Malfoy.
          Cała piątka przyglądała się poczynaniom pani Pomfrey. Pielęgniarka wlewała w dziewczynę kilka eliksirów, co chwilę sprawdzając jej puls. Kiedy stwierdziła, że na razie może tylko tyle zrobić i zamierzała odejść, usłyszeli głos blondyna.
          - Co z nią? - dało się wyczuć strach, tak ogromny, że Blaise nie mógł uwierzyć, że padło to z ust jego przyjaciela. Pielęgniarka spojrzała na nich smutno.
          - Zapadła w śpiączkę. Nie wiem, kiedy się obudzi - wyjaśniła. - Jej organizm jest bardzo osłabiony i... nie wiem, czy przeżyje do jutra - odeszła szybkim krokiem, nie patrząc na nich. Nie chciała widzieć ich zrozpaczonych min. 
          Astoria ze szlochem podeszła do łóżka, na którym leżała szatynka. Usiadła na krześle i złapała ją za jej chłodną, szczupłą dłoń. Zauważyła wtedy, że dziewczyna schudła.
          - Jak mogłam nic nie zauważyć? - szepnęła, a łzy spływały powoli po jej policzkach. - Nie pojawiła się od paru dni na żadnym posiłku - dodała, patrząc na resztę. 
          - Cholera - zaklął Malfoy. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, wybiegł, trzaskając drzwiami. Blaise pobiegł za nim.
          - Przynajmniej wiemy, że nie tylko ona coś czuje - stwierdziła Pansy, siadając obok młodej Greengrass. - Ona jest silna, o wiele silniejsza, niż nam się wydaje. Wyjdzie z tego, jestem pewna.
          Nie pozostało im nic innego, jak siedzieć. I czekać, czekać, czekać...

          
Śpiączka to miły stan. Dobrze w niego zapaść, 
kiedy nie można się zdecydować: żyć czy umierać.

*************************
Przybywam z nowym rozdziałem.
Chcę podziękować za każdy komentarz na tym blogu.
Dziękuję również za ponad 3 tysiące odwiedzin.
Nie spodziewałam się tego, przyznaję.
Pozdrawiam i miłego dnia moi kochani :)

16 komentarzy

  1. Nienawidzę Harry'ego Pottera.
    Zacznę w najgorszy ze sposobów. Po prostu nienawidzę ekranizacji jednej z najlepszych książek, które dostały się w moje łapki wielokrotnie... Tym samym mogę stwierdzić, że nienawidzę ff na podstawie HP, jednak okej... Przełamałam się. Kiedyś trzeba, prawda? Jak tak się skacze po morzosferze i co drugi blog okazuje się opowiadaniem opartym na Potterze to można dostać za przeproszeniem kurwicy. Także nadszedł ten dzień, tpfu, tydzień w którym zabrałam się za pochłanianie Twojej twórczości.
    Mogę być szczera?
    Jasne... Przecież to internet, tu tylko szczerość!
    Myhym, a potem płacz i zgrzytanie zębów.
    Jednak...
    da
    da
    da
    mmm
    Udało Ci się! Udało Ci się pozbyć moich uprzedzeń do opowiadań na postawie HP! Serio, nie wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, jednak brawo...
    Czytało się na serio przyjemnie. Każde zdanie miało w sobie coś, przyciągało i człowiek nie mógł się doczekać momentu skończenia jednego rozdziału i zaczęcia kolejnego! Bohaterowie przedstawiony w świetny sposób, za co podziwiam, nie potrafiłabym oddać tych charakterów opisami. Akcja wartka, nic nie nudzi!
    Dodatkowo składnia, interpunkcja i ortografia (co momentami u mnie leży xd), płaczę :') Szczęście ogarnia mą na ogół hejterską duszyczkę....
    No, chyba skończyłam. O samej treści, tpfu, treści rozdziałów kolejnych będę wypowiadać się pod nimi. Zwyczajnie nie umiem oceniać całości. Wolę raz, konkretnie, pod notką. A przez szkołę nie mam czasu coby tak od początku ;D
    Więc...
    Chyba skończyłam. Trochę pomieszałam, komentarz mógł wyjść co najmniej komicznie, ale jak to mawiają, JOLO!
    Takim sposobem się z Tobą żegnam i... na chama zapraszam do siebie...
    Nie jest to ff o HP jednak może Ci się spodoba... Mam nadzieję, gdyż kop w tyłeczek by się przydał ;-; Nie piszę jakoś perf, jednak... A co ja będę gadać...
    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie...
    Nogitsune z http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za długi komentarz. Bardzo cieszę się, że choć trochę cię zaciekawiłam i minimalnie przekonałam do HP :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Rozdział przecudny, jak każdy na tym blogu. Podobają mi się wszystkie postaci, są naturalne i no.. Świetnie jest! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak fajnie.
    Ale się strasznie martwię o Elizabeth :o Wyjdzie z tego, prawda? Musi wyjść :* No i w końcu Draco zaczyna coś czuć... minimalnie, ale czuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Co do Elizabeth - czym byłoby to opowiadanie bez niej? :)

      Usuń
  4. Rozdział fajny, ładnie napisany i nie wyłapałam większych błędów. Kilka razy zabrakło mi przecinka, ale nie chce mi się teraz tego wypisywać, wybacz :) Akcja ładnie się rozwija, opowiadanie zaciekawia i sprawia, że człowiek chce poznać dalszy ciąg. To bardzo dobrze, moja droga. Postaci nie są sztuczne, tak samo jak dialogi. Widzę, że starasz się włożyć w bloga jak najwięcej uczuć. To jest odczuwalne :)
    Miłego dalszego pisania.

    Lady A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny post miło się czytało pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. zakochałam się w tym rozdziale *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. salazarze, mam nadzieję że Elizabeth nic nie będzie :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. Weszłam przypadkiem gdyż nie mogłam się oprzeć temu opowiadaniu i nie żałuje.
    Bardzo ciekawa treść i fajnie wszystko napisane.
    Nie sądziłam że spotkam jeszcze taką ciekawą historię a tu niespodzianka.
    Stworzyłaś fajny świat napisany naprawdę świetnym stylem.
    Osobiście jestem pod wrażeniem.
    Może trochę brakuje mi opisów, ale wszystko inne jest naprawdę dobrze dopracowane.
    Naprawdę osobiście jestem zadowolona tym co zobaczyłam u Ciebie.
    Zasłużyłaś na naprawdę szczere gratulacje z mojej strony
    Dodatkowo bardzo uwiodła mnie urocza grafika na blogu.
    Pozdrawiam mocno.

    http://amara-ultionis.blogspot.con

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów :) Co do opisów - wiem, to nigdy nie było moją dobrą stroną, aczkolwiek staram się to dopracować :)
      Również pozdrawiam i lecę zajrzeć na Twojego bloga ;)

      Usuń

Obserwatorzy