Rozdział 9: Listy

niedziela, 2 listopada 2014
          Kiedy usłyszałam trzaskające drzwi, poczułam, jak spod moich zamkniętych powiek spływają łzy. Zaraz, łzy? Spod moich powiek? Poczułam? I nagle wszystko minęło; otworzyłam oczy i wzięłam głęboki oddech, zrywając się do pozycji siedzącej.
          Poraziło mnie białe światło drażniące moje zaczerwienione, obolałe oczy. Mimo wszystko nie przymknęłam ich; bałam się, że jeśli to zrobię, znów zasnę. Oddychałam ciężko, rozglądając się. Byłam w Skrzydle Szpitalnym. Dostrzegłam na szafeczce stojącej obok mnie stosik słodyczy z Miodowego Królestwa, kilka owoców, sok dyniowy, ciasto i białą kopertę. Zignorowałam to i skuliłam się, obejmując kolana.
          To był on. To on każdej nocy przychodził do mnie, trzymając moją dłoń. To jego łzy czułam na swoim policzku. To jego szloch sprawiał, że miałam ochotę zerwać się z łóżka i go przytulić. Moje ciało drżało, a ja bujałam się w przód i tył, próbując się uspokoić. Nie pomagało.
         Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Przez tyle dni odwiedzał mnie i siedział przy mnie, a teraz, kiedy wracał do domu na święta, po prostu się pożegnał. Jego pocałunek sprawił, że moje zmysły znów zaczęły pracować. Dzięki niemu się wybudziłam. Niczym śpiąca królewna; zostałam obudzona przez pocałunek księcia. Prychnęłam cicho pod nosem. Blondyn zdecydowanie nie był księciem. Nie moim.

Pozwalasz każdej dziewczynie odejść. 
To sprawia, że czujesz się dobrze, prawda?
Za twoim Broadwayowskim przedstawieniem
Słyszałam chłopca mówiącego: "Proszę, nie krzywdź mnie"

          Westchnęłam. Wiedziałam, że ktoś taki jak on nie potrafi kochać. Nie ma uczuć, nie ma serca. Wykorzystywał dziewczyny dla własnej przyjemności, a następnie łamał im serce, uprzednio zaciągając do łóżka. Prychnęłam; nie byłam lepsza, robiłam dokładnie to, co on. I ja również pod maską wołałam o pomoc. Byliśmy podobni.

Robisz to już tak długo.
Nie możesz przestać, nawet gdybyś próbował.
Zbudowałeś tak wysoki mur,
Że nikt nie mógł się wspiąć,
Ale spróbuję.

          Utrzymywał swoją maskę już od dawna, nie pozwalając nikomu zobaczyć jego prawdziwych uczuć, emocji. Był taki obojętny, taki nieczuły. Zupełnie, jakby zatracił się w swojej własnej, udawanej obojętności. Ja znałam to uczucie. Za bardzo przyzwyczaiłam się do ukrywania prawdziwej Elizabeth. Po jakimś czasie bałam się ją pokazać. Nie wiem, czy byłabym akceptowana taka, jaka jestem naprawdę. Elizabeth Carter nie jest słaba, prawda? Byliśmy podobni.

Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoje piękno?
Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoja doskonałość?
Zrzuć to teraz chłopaku, zrzuć to teraz chłopaku. 
Chcę ujrzeć jaki jesteś w środku. 
Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoje piękno?

          Uśmiechnęłam się słabo pod nosem; był zbyt idealny. Tyle dziewczyn w zamku się w nim kochało, nie znając go. Prawie żadna z nich nie zamieniła z nim ani jednego słowa, a mimo tego, szalały za nim. Nie rozumiałam tego; nie mogłabym pokochać kogoś, kogo nie znam. Właściwie nie chciałam pokochać - to wiązało się z cierpieniem. Miłość to uczucie zbyt kruche, aby się do niego przywiązać. Potrafi tylko ranić. Wnosi do naszego życia smutki i żale. Nie chciałam być raniona przez własne uczucia. Czułam, że on myśli tak samo. Byliśmy podobni.

Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoje piękno?
Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoja doskonałość?
Zrzuć to teraz chłopaku, zrzuć to teraz chłopaku,
Chcę ujrzeć twoje wnętrze. 
Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoje piękno dziś wieczorem?

         Nie czułam łez spływających po moich policzkach, które lekko się zarumieniły. Nie czułam ukłucia w okolicach klatki piersiowej. Właściwie nie czułam nic. A wszystko dzięki mojej masce, którą znów nałożyłam. Nie chciałam cierpieć. Jedyne, czego potrzebowałam, to samotność. Moja własna obecność w zupełności mi wystarczyła. Przed sobą nie musiałam niczego ukrywać. Mogłam być prawdziwa. Byliśmy podobni.

Zobaczyć co kryje twoje piękno, dziś wieczorem. 
Nie jesteśmy idealni, nie jesteśmy idealni, nie. 
Pozwolisz mi zobaczyć co kryje twoje piękno dziś wieczorem?

          Moje serce przepełniło się żalem, kiedy zrozumiałam, że już żadnego wieczoru nie poczuję dotyku jego silnych dłoni. Nie będzie gładził moich włosów, nie będzie ściskał mojej ręki, nie będzie płakał. Nie spojrzy na mnie. Jeszcze gorzej poczułam się, kiedy zrozumiałam, dlaczego się pożegnał.
          Draco Malfoy, który wzbudzał we mnie sprzeczne uczucia, miał odejść, wraz z momentem, w którym na jego przedramieniu pojawi się Mroczny Znak. Zaszlochałam cicho.

*
          Od kiedy się wybudziłam, pani Pomfrey jak szalona biegała wokół mojego łóżka szpitalnego, każąc mi pić dziesiątki niedobrych eliksirów. Rzucała na mnie setki zaklęć, dzięki którym czułam się nieco lepiej. Po kilku męczących godzinach pielęgniarka odeszła, a ja niemal odetchnęłam z ulgą. Dzięki niej ból i zmęczenie ustąpiło, ale niemniej wolałam jednak być sama. Nie chciałam, aby ktokolwiek nade mną siedział, troszczył się, trzymał za rękę. Nie chciałam.
          Postanowiłam coś zjeść. Pakowałam właśnie do buzi fasolki od - zapewne - Astorii, kiedy mój wzrok powędrował w stronę białej koperty. Niezmiernie ciekawiło mnie, co się w niej znajduje. Niewiele myśląc, rozerwałam ją, rozwijając list. Zamarłam. Pismo było mi doskonale znane i to wcale nie wprawiło mnie w radosny nastrój.

Droga córko,

     piszę ten list z nadzieją, że będziesz w stanie go przeczytać. 
Matka bardzo się o Ciebie martwi i myślę, że wiesz, że Twoje
zachowanie jest karygodne. Nie piszę jednak w tej sprawie.
     W obecnej sytuacji nie możesz przyjechać do domu na 
święta. Nawet nie wiesz, jak mnie zawiodłaś, Elizabeth.
Liczyłem na Ciebie. Miałem nadzieję, że zrozumiesz, jak
istotna jest ta sprawa. Ty natomiast musiałaś zrobić coś 
takiego. Czarny Pan również jest rozczarowany, córko.
Powinnaś zostać za to ukarana. W tej chwili jednak nie mam
możliwości sprowadzenia Cię do domu. Liczę na to, że
wybudzisz się jak najszybciej. Mroczny Znak pojawi się
na Twoim przedramieniu w te wakacje, jako, że tę szansę
zaprzepaściłaś przez własną głupotę. Jak mogłaś myśleć
tylko o sobie? Dlaczego nie pomyślałaś o mnie oraz o 
Twojej matce? Przez Twoje dziecinne zachowanie ja i Ona
zostaliśmy ukarani! Zapłacisz za to, Elizabeth, kiedy tylko
wrócisz do domu. Przysięgam Ci to, nie popuszczę tego. 
Jest jeszcze jedna sprawa, o której powinnaś wiedzieć.
Gdybyś przyjechała, usłyszałabyś to od matki. Jako, że
zapadłaś w śpiączkę, jestem zmuszony napisać to w liście.
Twoim przyszłym mężem zostanie Twój dość bliski, jak mniemam,
kolega. Blaise Zabini jest idealnym wybrankiem dla Ciebie.
Ma majątek, ma wygląd i ma dobrą opinię w świecie czarodziejów.
Jego nazwisko doskonale współgra z Twoim imieniem. 
Nie zawiedź mnie chociaż w tej sprawie.
     Odpisz, kiedy tylko się wybudzisz. I pamiętaj, że wszyscy
na Ciebie liczymy. Matka oraz Tom Cię pozdrawiają.

Z wyrazami szacunku,
Twój ojciec.

          Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie przeczytałam. Nie chciałam w to wierzyć. Przecież Dafne od paru tygodni przychodziła i mówiła, jak cudownie czuje się przy Zabinim! Ta dwójka się kochała, a ja miałam to zniszczyć przez własnego ojca. Zaszlochałam, ponownie kołysząc się w tył i przód. Mój oddech był nierównomierny, a moje serce jakby przestało bić. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Nadmiar emocji się we mnie gotował, aż w końcu dałam upust uczuciom. Nie panowałam nad swoim ciałem i myślami.
          Zawsze musiałam wszystko zepsuć. Zawsze. Nie miałam na nic wpływu, nie mogłam mieć własnego zdania, byłam całkiem bezradna. Zawsze. Cholera! Nie mogłam przecież zniszczyć związku moich przyjaciół! Cholera. 
          Nie panując nad emocjami, zerwałam się z łóżka. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Zignorowałam to; liczyło się tylko, aby wydostać się z tej sali, której biel przyprawiał mnie o mdłości. Chciałam uciec jak najdalej od Hogwartu, jak najdalej od Londynu, od Anglii. Chciałam zniknąć z życia tych wszystkich osób. 
          Nie zareagowałam, kiedy pielęgniarka zaczęła na mnie krzyczeć. Nie zareagowałam, kiedy do sali wpadł Severus Snape. Nie zareagowałam, gdy wyjął różdżkę i wycelował nią prosto w moje serce. Nie obchodziło mnie to; marzyłam, by wypowiedział jedno z trzech niewybaczalnych zaklęć. Chciałam umrzeć. Tak, byłam tchórzem. 
          Nie zobaczyłam nic więcej, oprócz otaczającej mnie ciemności. 

*
          Kiedy otworzyłam oczy, byłam w całkiem innym, nieznanym mi miejscu. Biel zmieniła się w czerń i szary odcień. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Mój przyspieszony oddech nieco mnie zadziwił. Ignorując syk dobiegający gdzieś z kąta pomieszczenia, wstałam.
          Ujrzałam przed sobą wielki, czarny fortepian. Uśmiechnęłam się, podchodząc bliżej. Słyszałam relaksującą muzykę, chociaż przy instrumencie nie siedział zupełnie nikt. Usiadłam na małym stołku, wyciągając dłonie. Przymknęłam oczy; gdy tylko je otworzyłam, pomieszczenie oświetliło się. Na klawiszach fortepianu ujrzałam czerwoną ciecz. Chciałam krzyknąć z przerażenia, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Wstrzymałam oddech i spojrzałam na podłogę. U moich stóp leżał martwy Draco Malfoy, a ja trzymałam w ręku zakrwawiony nóż. 
          Upuściłam narzędzie, łapiąc się za głowę. Syk dochodzący z kąta stał się jeszcze głośniejszy. Ciężko oddychałam, kręciło mi się w głowie. I nagle poczułam, jak coś ciężkiego zaciska się na mojej szyi, a przede mną staje Czarny Pan. Wycelował we mnie różdżką.
          - Zawiodłaś mnie, Elizabeth - szepnął chłodno. - Podzielisz los tego bezwartościowego chłopca. Avada Kedavra!

          Zerwałam się z łóżka. Po moim czole spływał pot, a ja miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Odgarnęłam swoje ciemne włosy z twarzy i rozejrzałam się. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dostrzegłam, że nadal jestem w Skrzydle Szpitalnym.
          Przede mną stanęła pani Pomfrey ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
          - Panno Carter, czy wszystko w porządku? - nachyliła się nade mną, kładąc dłoń na moim ramieniu. Kiwnęłam głową.
          - Tak - szepnęłam. - Miałam koszmar - w moich oczach stanęły łzy.
          - Wezwę Dumbledore'a - oznajmiła pielęgniarka i szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi.
          - Nie! - zatrzymała się i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Niech pani idzie po profesora Snape'a - poprosiłam, a ona opuściła salę.
       
*
          Beznamiętnym wzrokiem obserwowałam przeciwległą ścianę, pod którą stało kolejne dziesięć łóżek. Ta biel zaczynała mnie irytować; białe ściany, białe łóżka z białymi poduszkami i kołdrami, biała podłoga, biały sufit. Czułam, że znienawidziłam ten kolor już na zawsze i postanowiłam po powrocie do domu przemalować ściany. Zanotowałam to w myślach, mając nadzieję, że nie zapomnę.
          Przede mną siedział Severus Snape i przyglądał mi się chłodnym wzrokiem. Obok niego stał dyrektor szkoły, Albus Dumbledore. Oboje sprawiali wrażenie zamyślonych. Zadawali setki pytań, na które - chcąc, nie chcąc - odpowiadałam. Kiedy skończyli "przesłuchanie", zaczęli milczeć. Ta cisza niesamowicie mnie irytowała i miałam ochotę rzucić w nich jakimś wyjątkowo paskudnym zaklęciem. Powstrzymałam się i po prostu spojrzałam przed siebie. 
          - Cóż - zaczął niepewnie staruszek. Nie odwróciłam wzroku od białej ściany. - Panno Carter, uważam, że Lord Voldemort wdarł się do twojej głowy, aby cię nastraszyć.
          - To, że wdarł się do mojej głowy, ustaliliśmy już godzinę temu - zauważyłam, wywracając oczami. - I po takim czasie nadal nie rozumiem, co miał z tym wszystkim wspólnego Draco Malfoy. Przecież był tam, nieżywy. 
          - I właśnie to jest niezrozumiałe, Elizabeth - stwierdził dyrektor. 
          - Carter - zwrócił się do mnie profesor Snape, a ja niechętnie na niego spojrzałam. Widziałam zmartwienie w jego oczach, ale nie odezwałam się. - Myślę, że jeśli łączy cię coś z panem Malfoyem, powinnaś teraz o tym powiedzieć.
          - Co ma pan na myśli? - zmrużyłam niebezpiecznie oczy. 
          - To, co powiedziałem, Carter - odparł.
          - Severusie, myślę, że jeśli Elizabeth i Draco mieliby ze sobą coś wspólnego, panna Carter by nam o tym powiedziała. Mam rację? 
          - Tak, dyrektorze - zapewniłam. - Nie.
          - Słucham? - widziałam satysfakcję w oczach opiekuna mojego domu. 
          - Nie - powtórzyłam i westchnęłam. - Przychodził tu codziennie. Trzymał mnie za rękę, gładził moje włosy i chyba płakał. Wczoraj się ze mną pożegnał. Domyślam się, dlaczego to zrobił i pan również, profesorze - powiedziałam to tylko dlatego, że chciałam znać wyjaśnienie tego koszmaru. 
          - To całkiem zmienia postać rzeczy - zauważył Dumbledore. 
          - W jaki sposób?
          - To oznacza, że między wami coś jest, Carter - wyjaśnił Severus, patrząc na mnie jak na idiotkę. 
          - Nic między nami nie ma! To, że tutaj przychodził jeszcze nic nie znaczy!
          - On również tak uważa? - Albus uśmiechnął się do mnie dobrotliwie, a ja poczułam zmieszanie. 
          - To Malfoy - szepnęłam. - On nie ma serca. Nic nie czuje i dba tylko o swój tyłek.
          - Pan Malfoy jest tylko człowiekiem. On również czuje i...
          - Myli się pan - stwierdziłam twardo. Zacisnęłam zęby.
          - Obawiam się, że nie, Elizabeth. A tymczasem pora udać się do Wielkiej Sali, Severusie. Zdrowiej, panno Carter - staruszek kiwnął głową i opuścił salę. 
          - Kiedy Pomfrey cię wypuści, chcę cię widzieć w moim gabinecie - oznajmił Snape i wyszedł, a ja schowałam twarz w dłoniach.
          Miałam ochotę coś rozwalić. Nie rozumiałam dwójki profesorów. To, że Draco mnie odwiedzał, nie znaczyło jeszcze, że między nami coś jest. 
          Zaklęłam cicho pod nosem. Postanowiłam, że muszę napisać do przyjaciółek, żeby już się nie martwiły.

*
          Z uśmiechem przeczytałam po raz kolejny listy, które napisałam około godzinę temu. Stwierdziłam, że wszystko jest z nimi w porządku i upewniłam się, że napisałam wszystko, co było istotne. 

Kochana Parkinson!

     Zgaduję, że nie spodziewałaś się tego listu, a teraz szczerzysz się
jak idiotka do pergaminu, bo rozpoznałaś moje pismo. Zgadłam? Wiedziałam.
     Tak, wybudziłam się wczoraj popołudniu. Tak, wszystko ze mną
w porządku. Tak, dobrze się czuję. Co prawda Pomfrey przetrzymuje mnie
jeszcze w Skrzydle Szpitalnym, ale obiecała, że za tydzień mnie wypuści. 
Strasznie mi się tu nudzi, zjadłam już połowę słodyczy, a ta biel chyba na
mnie źle działa, cholera. Dobra, mniejsza z tym. Jak tam z Potterem? Tak,
Pansy, słyszałam wszystko, co padło z twoich ust. Każde słowo, dosłownie
każde. Z tego co pamiętam, oznajmiłaś mi, że go lubisz coraz bardziej, a 
kiedy Cię pocałował, uciekłaś i od tamtej pory go unikasz. Nie muszę chyba
Ci mówić, jaką jesteś idiotką, prawda? Zachowałaś się jak debilka, ale i tak
Cię kocham. Chcę Ci też powiedzieć (napisać), że mi osobiście nie przeszkadza
Twoja miłość do Chłopca, Który Przeżył, Żeby Rozkochiwać w Sobie Moją 
Przyjaciółkę. W sumie Pansy Potter całkiem przyzwoicie brzmi, nie sądzisz?
No, tak czy siak, macie moje błogosławieństwo, skarbie. 
     Czekam na odpowiedź i mam nadzieję, że Twój list będzie dłuższy, niż
mój. Nie mam siły się rozpisywać. Pozdrów Twojego tatę. 

Całuję (jakkolwiek idiotycznie to brzmi),
Effy.

          Uśmiechnęłam się pod nosem. Doskonale wiedziałam, że kiedy czarnowłosa przyjaciółka to przeczyta, będzie cała czerwona. O to właśnie chodziło.

Wredna małpo Kochana Dafne!

     Tak, wybudziłam się. Tak, też się cieszę. Nie, nie przeproszę za
tę małpę, skarbie. Wiem, że czekałaś na ten list, więc zlitowałam się
nad Tobą.
     Obudziłam się wczoraj popołudniu, parę chwil po odjeździe pociągu.
Zwykły przypadek, bez podejrzeń, Daf. No, ale do rzeczy. Słyszałam wszystko,
co mówiłaś, siedząc i rycząc przy moim łóżku (romantycznie, mm). Kiedy 
wrócicie, będziemy musiały pogadać w cztery oczy. Nie wyjaśnię Ci teraz,
o co chodzi, bo to zbyt długie, żeby pisać. Tak czy siak, życzę Ci jak 
najlepiej z Blaisem i cieszę się, że w końcu odważyliście się wyznać 
sobie to, co do siebie czujecie. Nie wiem, czy to potrwa długo, 
Dafne, zwłaszcza, że... nieważne, nie teraz. Kocham Cię, wiesz? Bardzo,
nawet jeśli jesteś wredną jędzą. Nie jedz za dużo na święta, bo jeszcze Ci się
przytyje. Z pewnością jesteś teraz czerwona ze złości i mówisz pod nosem:
"ja nigdy nie tyję". Oj, Dafne, nigdy nie mów nigdy. 
     Kończę już, bo nie chcę pisać bez sensu. Odpisz jak najszybciej, bo ja 
się zanudzę w tym Skrzydle Szpitalnym. 

Pozdrawiam,
Twój największy koszmar Effy.

          Roześmiałam się cicho pod nosem, kiwając głową. Dafne z pewnością ucieszy się, czytając ten list. Znałam ją lepiej, niż ktokolwiek. Wydaje mi się, że wiedziałam o niej więcej niż jej własna siostra. Właśnie, Astoria.

Droga Astorio,

     z pewnością ucieszy Cię fakt, że nie jestem już w śpiączce.
Ja również jestem zadowolona z tego powodu, bo strasznie mnie 
denerwowała ta sytuacja.
     Dziękuję, że codziennie mnie odwiedzałaś i mówiłaś właściwie o 
wszystkim. Gdyby nie ty, umarłabym z nudów. Dosłownie. Miałaś rację,
słyszałam wszystko. I bardzo zastanawia mnie fakt o Twojej miłości. 
Wiem, że teraz pewnie ukryjesz przede mną wszystko, co istotne, ale nie 
myśl, że jak wrócicie do zamku, to Ci odpuszczę. Będziesz mi się spowiadała
ze wszystkiego po kolei, choćbym miała na Ciebie rzucić Imperiusa. Tak, to
jest groźba, skarbie. Tak, też Cię kocham. Nawet nie wiesz, ile mam Ci do
powiedzenia, a uwierz, że to dość istotne rzeczy. Myślę, że mogę Ci nawet
jedno napisać, ale nikomu tego nie pokazuj. Miałam koszmar o Czarnym Panie.
Zabił mnie, ale nie to jest ważne. Dziwniejsze było to, że w tym śnie był martwy
Draco Malfoy. Nie wiem, co ja i On mamy ze sobą wspólnego. Chociaż wiem, ale
o tym kiedy indziej. Tęsknię za Tobą, Astorio. Przyjeżdżaj jak najszybciej, bo nie
zamierzam spędzić Sylwestra sama. Dasz radę wrócić szybciej dla mnie, prawda?
     Nie muszę Cię prosić, żebyś odpisała jak najszybciej, bo na pewno już siedzisz
z pergaminem i piórem w ręku. Pozdrów rodziców.

Całuję i pozdrawiam,
Effy. 






******************************
Zdecydowanie najsłabszy rozdział na tym blogu, wiem o tym.
Musicie mi wybaczyć, ale moja psychika wysiada.
Pobyt w szpitalu również mnie wykańcza, ale muszę dać radę.
Mam nadzieję, że przynajmniej u was wszystko w porządku.
Pozdrawiam.
Trzymajcie się ciepło :)

7 komentarzy

  1. Jest! Pierwsza!

    Takkkk! Wiedziałam, że się w końcu wybudzi. Szkoda, że akurat wtedy, jak Draco wyjechał, ale tak czy siak wróci :P

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko! kocham cie! napisze dluzszy komentarz za jakis czas kiedy bede juz w domu bo pisanie telefonem nie jest wygodne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, jestem w domu. Czas na dość długi komentarz.
      Przede wszystkim owszem, jest to jeden z gorszych rozdziałów i wyłapałam parę błędów, ale w obecnej sytuacji bezsensem byłoby Ci je wytykać.
      Mam nadzieję, że wszystko dobrze. Osobiście z własnego doświadczenia wiem, że szpitale wcale nie należą do najprzyjemniejszych miejsc. Wiem również, że nie da się tam funkcjonować tak, jak zawsze. Więc nic dziwnego, że rozdział wyszedł taki, jaki wyszedł.
      Niemniej wcale nie jest AŻ taki zły.
      Z czystej ciekawości, która być może jest jedną z moich wad, spytam - co się stało, lub czy to, co się stało, jest bardzo poważne? Rozumiem, że to Twoja osobista sprawa i Twoje życie, ale jako Twoja czytelniczka martwię się.
      Banalnie to brzmi, ale taka prawda. Chcę Ci również powiedzieć, że w razie jakiegokolwiek problemu, możesz zwrócić się do mnie. Znasz mój e-mail :)
      Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
      Trzymaj się kochana.

      Usuń
    2. Dziękuję za zrozumienie sytuacji, naprawdę to dla mnie ważne. Co do pobytu w szpitalu - jest to spowodowane moją własną głupotą. Teraz mogę jedynie żałować, że zrobiłam to, co zrobiłam, ale czasu nie da się cofnąć.
      Jestem ci bardzo wdzięczna za wsparcie. Kiedy tylko znajdę chwilę, z pewnością się z tobą skontaktuję.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ojej, czy stało się coś złego? Oczywiście nie musisz mówić, wiadomo, sprawy osobiste, ale naprawdę się zmartwiłam. No cóż, pozostaje mi cierpliwie czekać na kolejny rozdział. Ten jest świetny, nie narzekaj. Wcale nie najgorszy.
    Ty również trzymaj się ciepło i cokolwiek się stało, mam nadzieję, że będzie dobrze :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, jest to coś złego, ale to z mojej winy, więc nie ma się co martwić :) Nie mam pojęcia, kiedy zamieszczę dziesiąty rozdział. Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić do końca tygodnia, aczkolwiek niczego nie obiecuję.
      Również pozdrawiam.

      Usuń

Obserwatorzy